ROBERT RUBACHA - Oczy

 

Biorąc do rąk teksty piętnastoletniego Roberta Rubachy zastanawiałem się co tak bardzo młody i niedoświadczony człowiek ma do zakomunikowania, i to w przekazie poetyckim. Spodziewałem się przeczytać utwory pełne buntu, frustracji i nienawiści, niepogodzonego z życiem nastolatka, u którego miłość ma „maślane oczy”, a świat dorosłych jest z założenia zły, zgniły i pełen hipokryzji. Zakładałem, że początkujący poeta będzie ukazywał życie w sposób jeszcze dziecięcy, naiwny i trywialny. Rozczarowałem się mile po przeczytaniu już kilku wierszy. W utworach Rubachy buntu jest bowiem jak na lekarstwo, niepogodzenia ze światem wręcz ilości śladowe, a miłość… no właśnie, miłość ukazana jest w sposób niezwykle mądry, rozważny i delikatny.
Autor nieprzypadkowo zatytułował swój debiutancki tomik „Oczy”, bo też ogląda świat i własne uczucia bardzo dokładnie, skrupulatnie, analitycznie, a sądy formułuje wyważone, przemyślane i jak na swój wiek niebywale dojrzałe. Są tu więc liryki bardzo prywatne, introwertyczne, autobiograficzne, w których podmiot liryczny drobiazgowo analizuje własne wnętrze, zagląda w strumień świadomości i w głąb duszy. Uwidacznia się taka sceneria w wierszach na wskroś intymnych i przejmujących, jak: x x x (skrzydlate myśli…), x x x (wchłania mnie szarość…), x x x (zamykam oczy…), x x x (mam za małe serce…), x x x (gdy byłem młody…). Podmiot – dodajmy bardzo wrażliwy na piękno i cierpienie – często „zamyka oczy” i kroczy po zakamarkach swojego umysłu, wyobraźni i sumienia, aby szczerze się otworzyć i odważnie stwierdzić:
(…) W obłokach tańczę
Stąpam po nich ostrożnie
Zanurzam się w głębi oceanu
I już za chwilę
Jestem na szczycie góry
                                                         x x x (skrzydlate myśli…)
 
(…) grawitacja już mnie tutaj nie trzyma
Odfruwam
Teraz nie ma żadnych zasad, ani nakazów
Nikt już nie trzyma nade mną pieczy
Wędruję w miejsca, których ludzkość jeszcze nie poznała
Widzę morza niepodobne do innych mórz
                                                         x x x (zamykam oczy…)
 
A w silnie zmetaforyzowanym wierszu x x x (mam za małe serce…) podmiot snuje niemal filozoficzno-mistyczne rozważania:
(…) Stwory fantazji nie mają już miejsca
Gnieżdżą się
Uciekają czerwonymi statkami
Na czerwonej rzece
Krajobrazy przeszłości uległy amnezji
Przyszłość jest tylko teraźniejszością
Przesuniętą w czasie
 
Poeta obserwuje i opisuje rzeczywistość, szczegółowo drąży własne jestestwo, niezwykle dokładnie i pedantycznie wręcz określa swoje odczucia i wydaje opinie, starając się transformować je w sposób rozważny, niekiedy aluzyjny, ale zawsze bardzo liryczny, wykorzystując wiele figur stylistycznych – przenośni, epitetów, anafor, porównań, zawołań, paralel. Główną bolączką jego jest panoszące się zło, społeczna obłuda i znieczulica. Świat jawi się zatem jako zurbanizowany potwór, metaliczna maszyneria, wielkomiejski zgiełk, szare blokowiska pełne „brudu i kurzu”, po których pędzi bez celu nijaki, zobojętniały tłum. Stąd podmiot ucieka przed industrializacją, technicyzmem, globalizacją, ucieka przed komercjalizacją i konsumpcyjnym trybem życia. W swych fantasmagoriach przenosi się więc do nieznanych lądów i mitycznych krain, peregrynuje w świat ciszy, w głąb oceanu, na brzeg plaży, szczyt górski, w przestworza, albo po prostu wymyka się do parku lub na łąkę, aby medytować i kontemplować naturę. Motyw ucieczki przewija w większości utworów: x x x (wchłania mnie szarość…), x x x (chcę wykrzyczeć swój bunt!!!), x x x (zamykam oczy…), x x x (na pierwsze urodziny dostałeś prezent…), x x x (marzę o chwili gdy tylko my i nasze cienie…), x x x (jesteś jak ta mityczna kraina…), x x x (urodził się nowy Człowiek…), x x x (Kiedyś, gdy świat nie znał jeszcze ludzkiego ciała…), x x x (gdzie są drzewa, które patrzyły na ławki namiętności?...), „Żyły”, „Autobus” i „Minikolumb”. W jednym z wierszy podmiot konkluduje:
Wchłania mnie mrok i cień
Nie to nie mrok i cień
To technologia, przemysł
Wchłania mnie przemysł
                                                   x x x (wchłania mnie szarość…)
 
W wierszu „Autobus” kreśli realistyczny obraz stechnicyzowanej współczesności, w której ludzie-atomy nie ma znajdują miejsca na ogólnoludzkie wartości:
Metalowe pudło
W nim atomy z rękami i nogami
Leniwe, siedzą wygodnie
Metalowe pudło
Sztuczne światło
Brud i kurz
Za nimi sztuczny świat
Autor roztacza przed nami obraz arkadii, baśniowo-sielankowe miejsca, w których czuje się bezpiecznie i może marzyć, ma czas na intelektualne rozważania, refleksję i zadumę. A zwłaszcza na penetrację własnych uczuć, rodzącej się miłości do świata i bliskich, która uczy go pokory i cierpliwości, pogodzenia z losem, daje wewnętrzną moc i pogodę ducha. Jednak by taki świat wykreować, Rubacha musi wymawiać niemal magiczne zaklęcia, żywcem przypominające Stachurową mantrę, brzmiących jak szum konchy w uszach czytelnika:
Nie strawi nas ogień
Nie rozłączy nas wiatr
Nie porwie woda
Bo żywioły dotykają
Tylko tego co zwykłe
Ludzkie
My jesteśmy niezwykli
Przez naszą miłość
                                          x x x (nie strawi nas ogień…)
 
Liczne powtórzenia, echolalia, anafory i epifory mają wzmocnić efekt tajemniczości zaklęć wypowiadanych jak szamańskie modły i czary, wzmóc siłę ich oddziaływania, podkreślić nastrojowość, a przede wszystkim doprowadzić do ziszczenia się zawartych w końcowych wersach próśb i życzeń:
Krwawi serce
Krwawi bez liku
Krwawi dusza
Krwawi bez krzyku
Krwawi rozum
Krwawi bez ratunku (…)
Przywróć zdrowie miłością
                                x x x (Krwawi serce…)
 
Tego typu rytualność spotykamy w bardzo wielu strofach, które na kształt koniugacji czasowników i zdrobnień rzeczowników, wprowadzają nas w klimat wedyjskich hymnów, potęgując owo misterium zagadkowości i niesamowitości:
Czujesz, czuję, czujemy
Słyszysz, słyszę, słyszymy
Chodzisz, chodzę, chodzimy
Dotykasz, dotykam, dotykamy (…)
Ty, ja, my
Szczęście?
Nic mi więcej nie trzeba
                                     x x x (Czujesz, czuję, czujemy…)
 
Człowiek, człek, człowieczek
Istota rozumna?
Tak, to na pewno. Rozumna
Człowiek, człek, człowieczek
Istota pomysłowa?
Tak, to na pewno. Pomysłowa
                                                x x x (Człowiek, człek, człowieczek…)
 
Apostrofy do natury, liczne wezwania do miłości, opisy rodzących się uczuć i zachwyt nad pięknem życia znajdujemy w utworach o tematyce miłosnej: x x x (miła moja…), x x x (rozkoszą byłoby cię całować…), x x x (krwawi serce…), x x x (czujesz, czuję, czujemy…), x x x (cierpieć twoim cierpieniem), x x x (Kochana…), x x x (gdybym wszystkie momenty kiedy myślę o tobie…), x x x (Miłość – trucizna…), x x x (Tak pięknie…), x x x (Marzę o chwili gdy tylko my i nasze cienie…), x x x (chciałbym cię spotykać…). W jednym z erotyków podmiot odważnie wyjawia nam swoje pragnienia:
(…) Jak cudownie byłoby zatopić się w twoich oczach
I już nigdy nie wypływać na powierzchnię (…)
Jak cudownie byłoby poczuć ciepło twoich ust
I już nigdy nie marznąć z tęsknoty
 
                                   x x x (Kochana…)
 
Autor tomiku „Oczy” jak na swój jeszcze bardzo młody wiek daje poznać się już jako niebanalny twórca, dojrzały myśliciel i nietuzinkowy poeta, który – jak świadczą o tym jego wiersze – ma wiele do przekazania. Ale też poprzez swoją twórczość Robert Rubacha dał poznać się jako człowiek z niezwykle bogatym wnętrzem, interesującymi przemyśleniami, poprawnie operujący słowem i środkami artystycznymi. Rubacha ujawnił nieprzeciętny talent i olbrzymi potencjał twórczy, jaki w nim drzemie. Z pewnością ma zadatki na świetnego poetę. O ile będzie konsekwentny w kontynuacji swojej działalności twórczej, a mariażu z poetyckim pegazem nie potraktuje chimerycznie, to wierzę, że o młodziutkim autorze rodem ze Szprotawy będziemy mieli okazję jeszcze niejednokrotnie usłyszeć.