SKRZYDŁA I KAMIENIE. Toyen

 

     w zamku Lacoste na skraju północy
   pośród bagien i mokradeł
gdzie czuwają czerwone widma wilków
   zatopiony statek
     pustynne zjawy tańczących syren
 
ogarnie cię trwoga i niepokój
o bladym zaraniu poranka
pośród złudy przeplatanej mirażem
kiedy koszmar będzie koniecznością
 
w obiektywie oczu ukaże się dziewczynka
   z siatką na zwiędłe motyle
    drzewa z pułapką na ptaki
      popękane mury w których czai się potajemne zło
 
a peryskop sumienia dostrzeże salwy otwartych liści
narodziny wolności co kwitnie grochem w strączkach
albo nasieniem owocu żywota
 
      jak w pierwszym dniu stworzenia
         kiedy ujrzysz światło życia
            poczujesz oddech świata
                 którego ani skrzydła nie uniosą
                      ani kamienie nie powalą
 
    w zamku Lacoste na krawędzi horyzontu
  pośród moczar i grzęzawisk
gdzie mieszka biała dama w welonie
   lunatyk i trzej królowie
    w towarzystwie długich cieni
 
ogarnie cię lęk i przerażenie
o niebezpiecznej godzinie nocy
pośród zamieci wojen i głodu
kiedy wytchnienie będzie agonią
 
projektor myśli wyemituje kobiety bez głów
 powieszone za nogi u nieboskłonu
   orły w sinych rękawiczkach dusicieli
     rozproszone kości po pustkowiu
 
a na ekranie duszy pojawią się bogowie
gotujący ludziom los w padołach
wiążąc i rozwiązując poplątane linie życia
 
      jak w ostatnim dniu zagłady
         kiedy ujrzysz koniec świata
            poczujesz tchnienie śmierci
                 której ani skrzydła nie udźwigną
                      ani kamienie nie zasypią