KOPENHASKA IMPRESJA

  

zastygłe zmierzchem nabrzeże
jak płótna Seurata i Ciurlionisa
usypia amarantowym woalem
 
Kierkegaard spaceruje pod ramę z Bogiem
tocząc spór wieczorną modlitwą
wskrzeszaną oddechem latarni
 
dźwięk słowa jak chwila rzucony
na pożarcie wiatru powraca
po elipsie fal echem sumienia
 
rybacy zwijają sieci czuwającej opatrzności
wyrzucając nieme dorsze łowiące dech
niczym skazaniec przed ostatnią mową
 
ważony w dłoni piach jest czasem
lękiem odosobnionego bytu
obmową i milczeniem zarazem
 
coś każe stać i patrzeć na przypływ
niczym oczekiwanie które jest absolutem
drżeniem światła okruchem prawdy