PEJZAŻ VI

 

rozgniatam muchę na szybie – niech i ona pozna koniec świata – papieros –
kompan samotnych nocy   rozpala mnie do czerwoności – dymem otula jak
ciepłym szalem na zimę – żar rozjaśnia twarz otwiera oczy na ciemność
 
myśli biegają błędne jak ogniki –
nie wyzwolę się już z więzów mroku
mgły ostatecznej półcieni życia –
telefon zaufania milczy jak zaklęty
dlatego ufam mu kiedy pytanie
rzucam o ścianę co odbite zygzakiem
powraca nad łóżko znakiem zapytania
 
mam w domu trumnę
przymierzam do niej stare buty i garnitur
kupuję kwiaty i wieńce – w drogeriach
mydło i perfumy – obetnę jeszcze
paznokcie i włosy – najważniejsze
to zrobić dobre wrażenie –
potem umyję dokładnie ciało i duszę
brud z sumienia zetrę pumeksem
i wyszoruję grzechy do czysta –
 
powysyłam jeszcze telegramy
i zawiadomienia do rodziny i sąsiadów
napiszę nekrolog o sobie
bo któż zna mnie lepiej?!  
i zamówię pogodę u dyżurnych aniołów
najlepiej deszcz aby nikt nie musiał
ronić nadaremnie sztucznych łez –
 
do rzeki wrzucę mleczne żeby i niewysłane listy – niech pamięta! wybiorę miejsce
pod drzewem lub chmurą gdzie słychać tylko ciszę grobową wyciosam krzyż
i z kamienia płytę wykuję szorstką i kruchą niezapisaną do końca jak życie człowieka