PSALMODIA

 

pamiętasz mój lęk i wahanie
jak bardzo bałem się że już nigdy nie zdążę
powiedzieć tego co wykrzyczeć chciałem z głębin serca
w głuchą przestrzeń księżyców i gwiazd –
o tych wszystkich rozmowach tocznych z tobą
w wyobraźni roziskrzonej jak deszcz srebrny meteorów –
patrzyłaś mi w oczy i pytałaś o wiersz Barańczaka
o tę dziewczynę z krwi i kości odważną jak u Mickiewicza
która musiała pamiętać o listach i papierosach
wysyłanych do szpitala lub obozu internowanych
i o moim wstydzie luk w słownictwie
mikrofonu w ścianie czujnej źrenicy wizjera…
 
pamiętasz – to miasto plac rzeka ruiny katedry
nie mogłem tu nie powrócić nie mogłem –
w radiu huczało piosenkami Stinga i Cohena
a ja wracałem uparcie jak bezskrzydły anioł
na oślep na załamanie karku gnając z tęsknoty
za blaskiem twoich oczu o barwie niezapominajek
i jeszcze ten taniec ten taniec który jak wieczność
pozostanie przy zgaszonych lampach jesiennej nocy
kiedy mogłem otulać cię w ramionach jak kwiat
a świat cały zamknąć w dłoni
skurczyć do granic naszych spojrzeń
przemieniając w szept w dotyk w drżenie warg…
 
pamiętasz – powiedziałem że jedyne czego żałuję
czego naprawdę w życiu żałuję to straconego czasu
co zawisł ciasną pętlą na krtani
a koszmar przeżyć wyrosły garbem na plecach
jak grzech przygniata ku ziemi
niczym kamień u szyi niczym kula u nogi –
mówiłem wówczas że nie wiem że nigdy nie wiem
czy bardziej zbliżam się czy oddalam od ciebie
i czego więcej powinno zostać między nami
zaklęć czy modlitw szaleństwa czy rozsądku
i nie wiem do końca nigdy nie wiem co los ofiaruje nam
z okruchów wspomnień: wiarę nadzieję czy miłość…
 
 
 
 
(Głogów, 1997)