ZIMOWA AKWARELA

 

zima ciężko zasypiała na ramionach
powiekach i ustach
kładąc się opłatkiem śniegu
na dworcu miasta zapomnianego przez Boga
 
co rano przybywałem jak feniks z popiołów
niczym wiatr szalony pędziłem ku twoim objęciom
kiedy zaspani robotnicy opuszczali
ciepłe mieszkania i żony
 
a potem była jajecznica papieros i wódka
i ty czysta niezapisana jak blada kartka
nieodgadniona jak nigdy nienarodzony wiersz
 
były latawce puszczane z czwartego piętra
na wiatr na śnieg na mróz
które jak świąteczne życzenia pędzić miały
co tchu dalej i dalej byle do wiosny
 
niczym nasze pocałunki wędrujące jak pielgrzymka
do miejsc świętych
jak misternie składana modlitwa na ołtarzu
ust oczu i dłoni –
 
ciał drżących niczym ostatni liść
przed wieczną podróżą do ziemi jak grób otwartej
do ziemi co wydaje i zabiera wszystko
 
 
 
(grudzień 1994)