APOKALIPSIS

 

Tadeuszowi Konwickiemu
 
 
Unicestwienie jest twoim przeznaczeniem
   bo na imię masz Polak
      rodzisz się z piętnem śmierci
        z zagładą wypisaną w oczach
          z sercem bolejącym
            rozdartą duszą
               twarzą pooraną bliznami
                  od trosk cierpienia i wódki
 
Polak
   to znaczy
     umierający za ojczyznę
       Polska to znaczy
         zginąć przepaść nie istnieć
 
 
 
 
Śmierć jest obecna wszędzie
 to kompleks narodowy
    ułomność i syndrom polskości
      stygmat i aksjomat
        narodowego ducha
 
Twój kraj jest kostnicą
  i prosektorium
    w którym leży martwy naród
      przyobleczony w celofanowe worki
        niewrażliwości
          jak zawsze gotowy w podróż do nieba
 
To pobojowisko i krematorium
   nad którymi wzlatują
      spalone idee
         pospolite marzenia
           niespełnione sny proroków
 
Twoja ojczyzna jest jedyna
   i wyjątkowa
     znosi i wytrzymuje wszystko
 
Toczy ją rak narodowych chorób
   trapią klątwy wrogów
     nawiedzają boskie plagi historii
       stekiem przekleństw obrzuca natura
 
To trumny i urny
   na dno których spadają
     przepite ideały
       pobożne życzenia
          głuche na wszystko modlitwy
 
 
A ona wciąż rodzi okrakiem na grobach
  nowe zastępy martwych bohaterów
    taśmowo wyłażą z jej brzucha
      kołyski i trumny
         u ramion zamiast skrzydeł
           wyrastają krzyże
              krążące jak sępy nad cmentarzem
 
I może tylko Chrystus
  z rozpostartymi szeroko ramionami
    jak orzeł anioł lub Ikar szybuje wysoko
      nad polskim Betlejem
         narodową Golgotą
           ojczystą pustelnią Jozafata
             niczym skazaniec
               z oczami przewiązanymi
                 biało-czerwoną opaską
                   jak ofiara stacza się coraz niżej i niżej
                     ku ziemi gdzie nie ma już Polski
                       tylko czeluść otchłań piekło