METAFORA GRUDNIOWA

 

postawiła na stole wódkę i usiadła naprzeciwko
na resztkach krzesła śmiejąc się bezzębnym chichotem
pięćdziesięcioparoletniej kobiety
 
leżałem obnażony jak Jezus
a ona zataczając się nuciła
którąś z pijackich pieśni
niczym kołysankę dla noworodka
kroiła chleb i ogórki
 
kiedy upijała się do ostateczności zaczynała łkać
jak dziecko opowiadała historię o swoim synu którego
jej tak bardzo przypominałem
 
wypijała pół szklanki pokazując
zdjęcia i zanosiła się płaczem
kilkakrotnie odmawiała
zdrowaś Mario sepleniąc
że nie wie gdzie jest pochowany
 
później gdy trząsłem się z zimna nakrywała mnie szczelnie
pościelą na nowo nuciła wieczorną balladę i kładła się obok
wtulając siwą głowę w moje ramiona całowała na dobranoc
prosząc bym pozwolił jej być matką
 
                                                                                                     (1990)