ROK 1981

 

W obliczu bólu nie ma bohaterów...
 
                          George Orwell
 
 
 
1.
telewizor spowiednik niedzielnych poranków spogląda na ciebie
ponury podając co godzina komunikat lub ostrzeżenie
szare domy cicho sapią
jak głuchy telefon przynosząc
z każdą chwilą wzmożoną niepewność
z okien naprzeciwka sylwetki osób
wyglądających zza firan wyrastają
niczym bezkształtne plamy
skamieniałe wyczekującej pozie
 
 
2.
bezbronność przykuśtykała pod drzwi a nadzieja wyskoczyła oknem
kiedy bezsiła obezwładniła ciało nakładając embargo na umysł
tego dnia lustra stały się
wyostrzone przechodząc
metamorficzne studium twarzy
ściany przemówiły szemraniem
lecz schody umierały w nadsłuchiwaniu
i tylko słowa raziły ostro
celnie jak karabinowe pociski
 
 
3.
rankiem śnieg obłapie wyrzuconą na ulicę samotność z zagubieniem
oddychającą ciężko pod butami tych z opuszczoną głową
oczy spacerujących w tę i z powrotem
będą śledzić cię jak podejrzanego
potrafiąc zatrzymać skinieniem ręki
i nie wykonasz żadnego ruchu
który dałby rozgrzeszenie
nic co przypominałoby
że nie istniejesz
 
                                      (1990)