SPACER Z DZIEWCZYNĄ
liście spadały nam pod stopy
niczym półdźwięki
i kantaty
tańcząc i wirując
na przemian z kasztanami
układając się w scherza
nadrealnych symfonii
pytałaś czy słyszę tętent koni
powiew wiatru
szelest odlatujących ptaków
i szarych owadów pędzących wysoko ku słońcu
mówiłaś coś o Vivaldim
i van Goghu
zaglądając mi w oczy
licząc przeźroczyste perły na twarzy i rzęsach
potem chichotałaś za moimi plecami
dotykając ukradkiem moich włosów
zamykałaś dłonie na powiekach
i kazałaś zgadywać kim jesteś
pytałem czy może wiosną
lecz ty nie odpowiadałaś
jak ta pora roku
która nigdy nie nadeszła
spadł tylko ociężały sen niczym podstępne preludium
jak złowieszczy szept
nadchodzącej zimy
kolejnego roku