TANGO CUM MORE

 

czas odmierzam posiłkami
wtedy zawsze tak wiele się dzieje
niekiedy zabrzęczy radio albo mucha nad stołem
bądź deszcz nieśmiało zastuka w parapet –
nad ranem kruki i wrony zapełnią szpitalny ogród
głosząc upadek metafizyki apokalipsą nowego dnia
 
przeczytam po raz setny tę samą gazetę
której treść od tygodni znam na pamięć –
piszę listy o pogodzie i o tym co było na obiad
potem przesyłam je z prawej ręki do lewej i na odwrót
a każde słowo waży więcej niż bezwładne ciało
 
kolorowe pastylki niczym ofiarę układam na ołtarzu dłoni
powierzając im los uśpiony w zawierzonej modlitwie –
aluminiowym nożem przedłużam linię życia
i nie wyrywam kartek z kalendarza
by nie zapeszyć ostatniej godziny
 
pozostawiam po sobie bezimienne inicjały –
ślad człowieka odciśnięty w wytartym szlafroku
lub w popielniczce niedopałków
w której popiół niczym czas stanął w miejscu
jak w pustej sali odwiedzin
gdzie na wolnych krzesłach zasiadają nieobecni
 
 
 
 
wrzesień 1989