PSALM SZPITALNY ALBO RAPSOD ŻAŁOBNY
stałem nad łóżkiem mojej matki
nie mówiła
nie poznawała
trzęsła kroplówką
szarpała wentol
nie rozumiała gdzie się znajduje
lekarz klepał po plecach kręcił głową
bądź pan dzielny
weź się w garść
całowałem jej rękę
szeptałem modlitwy
błagałem Boga o jeden maleńki cud
potem odchodziłem żeby płakać w ukryciu
kiedy zapadała noc
ona też szlochała
kiedy było pusto
odmawiała pacierz
prosiła Boga o opiekę by czuwał nade mną...